Juz mi sie doszczetnie popierdolilo pod tym krzywym deklem.
Zamiast siedziec sobie jak gosc przed kompem, ewentualnie nad ksiazka, profanowac jakies stare wino pociaganiem wprost z gwinta, palac papierochy, to co ja robie w czasie WOLNEGO wieczoru, kiedy moj chlop daleko? Nie, nie sprowadzilam se tu SEKSTETU, ani nawet nie rzygnelam gdzies w kacie, nic z tych rzeczy. Bo ja, prosze Panstwa, SPRZATAM. Ktora godzina, wszyscy widza. Tak. Pozmywalam gary, ktore czekaly na to swieto od tygodnia, bo jak mi sie, kurwa, nic nie chce, to czasem i tydzien sie nie chce. WYPRALAM FIRANKI (i w ogole wesloych swiat). Teraz dopieszczam miekka szmateczka mebelki, wychwytuje najdrobniejszy pylek i zachlannie lype w strone okien. O kurwa! Jaka ja mam ochote umyc okna! W sumie powstrzymuje mnie tylko noc. Moge nie wychwycic wszystkich niedociagniec, za ciemno jest, a maziajow, to bysmy sobie przeciez nie zyczyli, tak?
Ja potrzebuje chlopa. Nie, NIE w takim sensie, jak sobie pomysleliscie (no dobra, TAK czasem tez, no i co z tego?). Na sztuke potrzebuje. Zeby sobie byl, wtedy, to bym tylko siedziala przed kompem, albo czytala i wtedy, to o kurwa, jak mi sie nic nie chce! Ale chlopa nie ma. Jest za to plyn do podlogi, na ktory sie zaraz pazernie rzuce, bo juz mi nogi pod biurkiem chodza, tak bym se potanczyla z mopem.
A moze ja dlatego tak szoruje, bo do piatku nie bedzie mi mial kto nabalaganic?
W ogole nie moge byc taka niczyja. Ktos musi mnie kochac i byc, zebym ja go tez mogla kochac. Ogolnie z nieczyjoscia czuje sie dosc chujowo, znaczy NIEFAJNIE. No ja pierdole, ze tez se zawsze zapomne, ze mialam nie przeklinac...