Mysle sobie o internecie. Juz tak dlugo siec jest na stale wpisana w moje zycie, ze nie pamietam kiedy pierwszy raz kliknelam na "polacz". Na pocztaku bylam potwornie do tego zdystansowana, ale im wiecej osob poznawalam, tym dystans malal. Jasne, ze jest tu cala masa osobnikow zjebanych genetycznie, ale chyba mam reke do ludzi, bo jeszcze nie trafilam na takich, ktorzy by mi chcieli lub zrobili krzywde (odpukac w niemalowane). Tak sie jakos sklada, ze jak juz sie z kims bardziej zzyje, to okazuje sie byc godnym uwagi czlowiekiem.
Ale do czego zmierzam, otoz tak gleboko juz w tym siedze, ze nie wyobrazam sobie zycia BEZ internetu. To juz jest jak poranna kawa, jak podrapanie sie po lewym posladku tuz po przebudzeniu. Po prostu jest, jakby bylo od zawsze.
Co ciekawe, z czasem zmienilo mi sie podejscie. Siec stala sie miejscem jak kazde inne, w ktorym poznaje ludzi. Nie ma znaczenia czy to sklep, knajpa, czy internet wlasnie.
W tej chwili jestem na takim etapie, ze gdy kogos poznaje, wymieniam sie z nim literkami, to oczywistym dla mnie jest, ze taka znajomosc prowadzi do calkiem realnego piwa, jezeli tylko w jakis sposob przypadniemy sobie z tym kims / ta ktosia do gustu, albowiem kochankow tu nie szukam tylko ludzi do lubienia.
Nie mam specjalnych oporow przed podaniem swojego numeru telefonu. No jasne, ze jakiemus lebkowi, ktory wpierdala mi sie na gg i mowi "cze kociczko" nie powiem nawet jak mam na imie, albowiem po takim wstepie pierdole te znajomosc w pozycji tylnej.
Ale takie blogi. Niektorych czytam od poczatku, i pewno wiem o nich wiecej niz niejedna osoba z ich otoczenia (albo i nie), wiec jesli chodzi np. o Martynie, Sheryll, Sanga, czy kilkoro innych nie widze najmniejszego problemu.
Dlatego mnie smieszy taka szczeniacka anonimowosc, strach przed podaniem swojego IMIENIA. Zeby sie dowiedziec who is who, wcale nie trzeba tego uslyszec od samego zainteresowanego. Tu sie NIE JEST anonimowym.
Siec stala sie dla mnie takim samym miejscem jak park, szkola, czy cokolwiek innego.
O prosze, znowu sobie udowodnilam, ze nie wiem kiedy sie zatrzymac, a dekiel mam juz calkiem krzywy. Siostro, kaftan!