Ta godzina, ktora zawsze byla najpiekniejszym momentem calych Swiat, dzis mnie rozczarowala. Te twarze, ktore widzialam po raz pierwszy. Tluszcza, ktora pasterke traktuje jak ciekawostke przyrodnicza. Holota, wychodzaca, nim wybrzmi drugi takt ostatniej koledy. Miast prawdziwych organow, od ktorych drza mury - elektroniczny badziew. Smutno miauczaca siostra zakonna. Echhh... Przy dobrze wykonanych koledach zawsze mi sie krecila lza w oku. A dzis? Dzis tylko tesknota. To uczucie, ktore mozna zapisac jako sinusoide, dla ktorej czasem brak ekstremum na wykresie. I moze jeszcze zal. Nie tak powinno byc. Jedyny przeblysk radosci, gdy dzieci rozdawaly oplatek i kazdy lamal sie z kazdym. Tak po prostu. W kosciele. Ta chwila poczucia wspolnoty. A pozniej kazdy poszedl w swoja strone...