Komentarze: 18
Wracam sobie do domu, trauma zwiazana ze strasznym losem biednych plemnikow z chodnika juz jakos mija, wyciagam reke, zeby otworzyc drzwi od klatki... i takie ciche skamlenie slysze. "Loc ap?" - se mysle, nie? Uchylam drzwi, a tam wbija sie we mnie para brazowych, ciezko wystraszonych oczu. Oczu, nalezacych do mojego psa, dodam. Oczu, ktore wiedza, ze ich wlascicielce zgotuje los okrutny.
Tak, pies znowu zapragnal spaceru, akurat wtedy, kiedy nie bylo nikogo w domu. Wyszedl sobie, zostawiajac otwarte na osciez drzwi, co mu tam?! (A byla dwie godziny wczesniej - mocz mial odczyn wlasciwy, kal w normie, wiec cisnienie w pecherzu motywem byc NIE MOZE.)
Juz w windzie popuscila ze strachu kilka kropelek moczu, a to tylko pod naporem mojego oskarzycielskiego spojrzenia. Ma sie ten autorytet, nie?
Anyway, weszlam do mieszkania, sprawdzilam, czy nic nie ukradli (nie ukradli), spralam jej dupe i przypielam na smyczy do kaloryfera. Jak nie wiesz gdzie ci wolno isc, to nie pojdziesz nigdzie (SSSSSUKO!). Ale tak siedze, sacze piwko, i se mysle "Malo!", no to chwycilam za klaki i jak nie wsadze do wanny! Jak nie zleje zimna woda! Jak nie wykapie zbrodniarke jedna! A jaka sie madra od tego zrobila, ho, ho, mili Panstwo! Normalnie mi paskudzi w mieszkaniu po kapieli, wiec chcialam, zeby zostala chwile w lazience, wanne mylam i jakos nie zwracalam uwagi, patrze a ta wychodzi, to "Zostan!" sie dre. Wrocila i mi sie kolo nog otrzepuje, to "Wyjdz!" wrzeszcze, a ona do drzwi, ostatecznie rzucam obojetnie przez ramie "Wyjdz, ale zostan." - pies siada na srodku lazienki.
Zaloze sie, ze Einstein mial w domu dyscypline...
Reaguje tez na komendy wysylane telepatycznie - mysle "Siadaj szmato!" - ona siada, "Waruj, gnoju!" - ona waruje.
W akcie ostatecznego jej ponizenia i odebrania resztek godnosci, wzielam i ja WYSZCZOTKOWALAM. Wlos, po wlosie, lapa po lapie, wolniutko, DOKLADNIE, z perwersyjnym sadyzmem patrzac jej w pogodzone z losem slepia.
Lepiej juz ze mna nie zaczynaj (SSSSSSUKO!).