Komentarze: 4
Na poczcie bylam. Oj, nie teraz, wczesniej. No i bylam, i cos tam, cos tam (ale przystojniak za mna stal, mowie Wam! Dobrze, ze zalozylam te obcisle dzinsy ;-) Chociaz wlasciwie chuj mi z tego przyszlo...). No i tam sa takie drzwi, ze jak sie wchodzi i wychodzi, to trzeba przycisnac guzik, w srodku zadzwoni, wtedy pan w okienku przyciska tez, drzwi robia "ping", magnes puszcza i juz mozna wejsc lub wyjsc. Otoz i wlasnie. Bo ja wyjsc juz chcialam. Przycisnelam guzik, zadzwonilo i... I nic. W tym czasie zalozylam rekawiczki i znowu zadzwonilam. Chwila napiecia i... I GOWNO! Stalam tam jak ciele ostatnie, wszyscy sie na mnie gapili, z kazdym kolejnym dzwonkiem robilam sie bardziej purpurowa na twarzy (bo ja nienawidze byc w centrum uwagi w takich sytuacjach, ja w ogole nie lubie byc w centrum uwagi, no chyba, ze..a, niewazne :-)) i, kurwa, NIC SIE NIE DZIALO! Jak juz zaczela mi para nosem isc, to jakis dziadunio sie zlitowal i powiedzial, ze mam sie nie przejmowac, bo to tutaj normalne i ze zawsze tak jest, a w ogole to jebac poczte. Chetnie bym z nim jeszcze podyskutowala, ale se zapomnialam, ze tak wisze i wisze caly czas na tym dzwonku, ktos nie wytrzymal, drzwi zrobily "ping", a ja sie poczulam jakbym wyszla z pierdla...