Komentarze: 5
Przyznaje, ze mocno zaniedbalam te jakze przyjemna czynnosc i od dluzszego juz czasu nie doprowadzilam sie do radosnego stanu nietrzezwosci. Nadrabiajac zmarnowany czas uskuteczniam wlasnie piwko, ktore wprawilo mnie w radosny stan glebokiego przeswiadczenia, iz jestem jeden maly kroczek od pelni szczescia i spelniania, tylko jeszcze o tym nie wiem. Oczywscie teraz juz wiem, ale by nie psuc niespodzianki bede udawac, ze wcale nie. Bo przeciez wybuch zarliwej milosci, czy jakim tam synonimem nie okrelic mojego prywatnego pojecia szczescia wszelakiego, jest zawsze niemozliwy do umiejscowienia w czasie. Najbardziej w czasie przyszlym. Se daruje, co nie? Innymi slowy jestem zadowolona jakby mi ktos w kieszen nasral wlasciwie bez zadnego konkretnego powodu, a wiedziona jedynie malo namacalnym przeczuciem/instynktem/czy-jak-tam, ktore to uczucie towarzyszy mi nieustannie od jakiegos czasu i delikatnie podszczypuje swiadomosc, a w calej swej krasie objawilo sie w tej chwili znajdujac zwerbalizowane ujscie dzieki mojemu platowi czlowemu i dlugim, smuklym palcom, zgrabnie odnajdujacym wlasciwe klawisze. Spiesze zatem podzielic sie radosna nowina z Publicznoscia, albowiem w najblizszym czasie to juz tylko dziecko, domek za miastem, rodzinne obiadki, tiurli - tiurli, pies i ogrodek, w ktorym pasjami bede uprawiac, kurwa, bratki, wiec moge nie miec czasu pisac. Sami rozumiecie - pelnia szczescia zobowiazuje.
No to ja ide na czat dopelnic kielich zadowolenia absolutnego, bo nic mi tak dobrze nie robi, jak finezyjne zmieszanie z blotem jakiegos smutnego jak pizda eseldowca.
Papunie!