Archiwum 26 lipca 2003


lip 26 2003 Slowo sie rzeklo...
Komentarze: 6

So! Trzeba teraz skonstruowac cos na ksztalt definicji. Mam nadzieje, ze wszyscy zainteresowani juz zabrali glos, ewentualnie moga cos jeszcze dopisac. No to jazda!

Dziki seks jest wtedy, jak chce sie miec warchlaki. Najlepiej uprawiac go w dzikiej gluszy, ale gdziekolwiek. Dobrze zeby bylo ciemno, bo chodzi o to, ze jak sie kogos nie widzi. Partnerka ma byc gotowa, a partner powinien sie bujac na lianie lub zyrandolu, wykonujac ruchy frykcyjne i wskoczyc na partnerke. Zaczac nalezy w windzie/metrze/taksowce/autobusie, ktorymi sie dojezdza w dzika glusz, dzieki czemu bedziemy miec z glowy gre wstepna, ktora jest obowiazkowa, ale wcale jej nie powinno byc. Nalezy przyjac pozycje klasyczna, ale ustawic sie tak, jak pozwalaja na to warunki. Trzeba sie suto wysmarowac miodem, kremem (nie wiem czy Nivea wystarczy?), polac winem i oblepic owocami (mniemam, ze to sluzy zaspokojeniu ewentualnego glodu po). Nie wolno zywac z siebie ubran, ale mozna je pociac nozyczkami, lub rozszarpac zebami (posiadaczom sztucznych szczek nie polecam). Trzeba byc niecierpliwym i wydawac z siebie glosne dzwieki, stracic zdrowy rozsadek i isc na calosc! 

Nie majac juz na nic sily operacje powtorzyc kilkakrotnie, po czym westchnac "It was really wild thing, Honey." i zapasc w sen, by rano sie obudzic i pomyslec "A taki/a niewinny/a bylem/am...", od czego zrobi sie nam mokro, mimo, ze od lat skutecznie korzystamy z toalety.

No. To teraz jestesmy profesjonalistami w dziedzinie dzikiego seksu.

Ty Tarzan, ja Jane.

 

kotka_psotka : :