Tadam - jestem!
Komentarze: 8
(Mowie na starcie, ze to co wczoraj pisalam w knajpie, bedac pod wplywem. Do tego mi jakis angol dupe zawracal, ale mniejsza.)
Wrocilam. Wyszlam juz spod prysznica i moge Wam opowiedziec jak bylo zajebiscie w tej stolicy zgnilizny moralnej i upadku obyczajow. Na potwierdzenie powiem (potwierdzenie zgnilizny, w sensie), ze dokladnie w centrum burdelowej dzielnicy stoi sobie kosciol, nie? No, normalny, duzy kosciol. Podchodzimy, zeby wywieszki poczytac, a tam stoi jak byk : "LESS SUPPORT GROUP, FRIDAY 7 p.m.". No to fenk ju, gud najt, na dzien dobry.
Przypomnialam sobie, ze mowie takze po angielsku, z czego radosnie korzystalam przy kazdej okazji. Przede wszystkim, Amsterdam to pipidowa. Jakby sie dobrze zamachnal, to kamieniem przerzuci. Ale nie w tym rzecz. Gdybyscie kiedys tam zawedrowali, to wyrzuccie mapy. Poszlismy na zupelny zywiol i poznalismy najfajniejsze zakatki miasta. No dobra, przyznaje, ze pierwsze trzy godziny penetrowalam (to chyba niewlasciwe slowo w przypadku tego miasta, ale ok) sklepy z ciuchami. Weszlam w posiadanie, uwaga, GORSETU. Piekny jest. A ze nie mam w nim zupelnie cyckow, to phi! Wypcham se skarpetkami.
Dziwki z witryn nie chcialy sie dac fotografowac i sie zaslanialy firankami, szmaty jedne... Szkoda, bo mialam jedna upatrzona (o kurwa, jaka tlusta!). Zrobilam za to kilka innych, ciekawych zdjec. Rany, w tym kraju anomalia anomalie anomalia pogania, przysiegam. W zyciu tylu zjebow w jednym miejscu nie widzialam.
Przypadkiem trafilismy do fajnej knajpy, gdzie nie omieszkalam umoczyc dzioba, bo jak szanty i zeglarze, to jak inaczej? Jakby Wam to wytlumaczyc...? No za tym burdelem w lewo, przy sex shopie. No, wlasnie tam, gdzie jest wywieszka NO DRUGS (!). Wlasciciel knajpy byl posiadaczem szarego kociska, ktore ZNOWU sie do mnie przypierdolilo i siedzialo najpierw na moich kolanach, a pozniej na barze, obok mojego kufla z piwem. I co robil? LASIL SIE! I czemu mnie to nie dziwi...?
Tubylcy mowili do nas w trybie ciaglym i na kazdym rogu "cocaine, extasy?" - tak konfidencjonalnie. Jeden nawet cos krzyczal o wspanialym seksie, ale sobie poszlismy. Phi! Na co komu wspanialy seks?
I rowery. O rany... Tam rowery sa wszedzie i wszyscy na rowerach jezdza. Nawet koles w garniaku i pani w mini... Wiem, bo widzialam, tak?
Acha, jak juz macie jesc byle gowno, to idzcie do makdonalda. Normalnie, dobrze Wam radze, przynajmniej buly spod pachy sa wszedzie takie same... Ale nie liczcie na to, ze jak se kupicie jednego szejka, to sie za to bedziecie mogli wysikac. W sumie to mozecie se i PINCET tych szejkow kupic, a i tak nic to nie da. Bo... (ciagle mnie boli to wspomnienie...), bo... BO TAM NIE MA KIBLA!
No i spotkalismy jedna dziwke z Polski ("wspaniale miasto Amsterdam, nigdzie nie zarobisz tak jak tam, tralala"), ktora sie puszczala z Kanadyjczykami, bo mieli wieczor kawalerski, czy cos. Zrobilam se z nimi zdjecie, bo wygladali jak dekle, to co mi tam?
Oczywiscie hotel, w ktorym zaplanowalismy noc, nie mial juz ani jednego wolnego lozka. "Iz nol gud" - se mysle, nie? Wiec my dawaj po miescie. Patrze, jest. "Hotel TAMARA", dzwonek do drzwi, za czerwona szybka czerwone schody. "O kurwa," - se mysle, nie? Ale dobra, pod smietnik nie pojde. No to dzwonie. Wychodzi jakas panienka i mowi, ze jest jeden pokoj, niestety jednoosobowy, pokazac? "Pokazac!" - krzyknela para desperatow. Wlazimy na drugie pietro, patrzymy, a tam LOZKO POLOWE i przypuszczam, ze moj kibel, to przy tym przestronny apartament. "Ile?" Odpowiedz - "40 euro". A my na to "Hahahaha, no, thanks, hahahahahahahahaha". I dlatego teraz uwaga, bedzie dobra rada :
Jednej rzeczy nie robcie w Amsterdamie, w czasie weekendu nigdy, ale to kurwa, NIGDY - nie liczcie na to, ze znajdziecie wolny pokoj w hotelu o godzinie 19 w sobote, bo skoczy sie to tak, ze bedziecie spac w samochodzie, poranna toalete uczynicie przy pomocy butelki wody, szczoteczki i pasty do zebow w pobliskim lesie, a gdy juz wytrzecie mokra twarz i otworzycie oczy, zobaczycie policjanta wypisujacego mandat za nieprzepisowe parkowanie... Ale w sumie warto bylo obudzic sie zmeczonym i obolalym, by zobaczyc przed maska plaze i morze, nie?
Bo niedziele spedzilismy nad morzem. Prosze Panstwa, Holendrzy sa pojebani. Zaraz wytlumacze dlaczego. Siedzielismy sobie w jakiejs knajpce na plazy, pilismy poranna kawe, a ci sie zaczeli schodzic. I szli, i szli, i szli... I sie to wszystko wyrozkladalo na piasku, wiatr wial lodowaty, bo to jednak Morze Srodziemne nie jest, ale nic to. Tak siedzimy, pijemy ta kawe, patrzymy - zaczyna kropic (deszcze w sensie), kropi, kropi, coraz bardziej KROPI. A tubylcy co? Szli, i szli, i szli i sie rozkladali na piasku i sie OPALALI....
Mysle, ze w tym jebnietym kraju bym sie odnalazla. No dobra, ta cala Holandia piekna jest, tak? Tylko ja bym tam na troszke Hitlera wpuscila... :)
No to tak w skrocie juz wiecie jak bylo :)
Dodaj komentarz