mar 28 2003

Pierwsza Milosc.


Komentarze: 2

Dzisiaj, drogie dzieci, ku Waszej uciesze prelekcja bedzie dotyczyla Pierwszej Milosci. Jak powszechnie wiadomo, kazdy jakawas Pierwsza Milosc na swoim koncie posiada. Przedszkolna, podstawowkowa, czy pozniejsza ale ma i z nostalgia wspomina.

Otoz poki nie zrozumialam w wieku lat osmiu pelnego znaczenia okreslenia "daleki kuzyn", byl nia niewatpliwie Lukasz B. Jak sie pozniej okazalo, musialysmy osiagnac wiek przedemerytalny lat dwudziestu i dwoch oraz ilosc spozytego alkoholu w liczbie po 5 piw, by z kolezanka Anna przyznac sie, ze obie sie w Lukaszu podkochiwalysmy. Mimo, ze kiblowalysmy rowno 8 lat w tej samej lawce, zadna sie ani slowem o tym fakcie nie zajaknela (jednak z perspektywy czasu wiem, ze to bylo jedynie zauroczenie, a najgorsze mialo dopiero nastapic). Ale do rzeczy. Jako, ze obiekt mych westchnien, stracil mocno na atrakcyjnosci, z racji laczacego nas powinowactwa, bylam zmuszona przelac uczucia na kogos innego. Padlo na niejakiego Wojtka C z II b. Wojtek C. byl chlopcem anielskiej wrecz urody (i, o zgrozo, pozostaje takim do dzisiaj!). Gdyby nie czarne wlosy i takiez oczy, rzec by mozna, ze przypominal cherubinka (z racji uroku, a nie bezposredniego odzwierciedlenia powierzchownosci). Jednak to co mnie w nim pociagalo, to blysk w tych czarnych oczach, ktory niewatpliwie byl zapowiedzia sztanskiego charakteru (jak sie pozniej okazalo intuicja mnie zawiodla, albo nie starczylo samozaparcia, by sie o tym przekonac). W Wojtku C. kochalam sie rowno siedem lat. Do tej pory nie pobilam tego rekordu. W kazdym razie byla to milosc czysto platoniczna i taka do konca pozostala, mimo, ze przyczynila sie do wielu bezsennych nocy, spedzonych na knuciu i obmyslaniu przebieglych strategii, majacych na celu rozkochanie w sobie Wojtka C. z II b. Niestety wszystkie zakonczyly sie niepowodzeniem. Obiekt moich westchnien, przez wszystkie te lata pozostawal nieugiety. Nie wiedzialam jeszcze, ze przelom dopiero nastapi.

Tuz przed zakonczeniem klasy 8, Wojtek C. zdobyl sie, biorac pod uwage jego wrodzona niesmialosc, na nadludzki wrecz wyczyn, i niesmialo razu pewnego zapytal, czy nie mialabym ochoty poglebic naszej znajomosci (teraz jako kobieta znacznie lepiej znajaca tajniki postepowania z rozdetym meskim ego, rozumiem, ze zabieg ten mial uchronic go przed skutkami ewentualnego kosza - mielismy sie juz wiecej nie spotykac, co przeciez bylo naturalnym efektem wyboru roznych szkol srednich). Bedac dziewczynka z natury przebiegla, mocno sie zasepilam, sciagnelam brwi i nadalam twarzy wyraz ciezkiego zamyslenia, co uczynilo chwile jeszcze bardziej wzniosla. Mimo, ze uslyszalam dzwony, a serce zabilo szybkim rytmem w takt slowa o-czy-wis-cie! Kilka minut uplynelo w meczacym (dla Wojtka C.) milczeniu, po czym przeciagle, z udawanym stoickim spokojem, rzeklam "Nooo, dooobrze." Co ni mniej, ni wiecej, mialo znaczyc "wialka ci chlopcze laske uczynilam".

Zasdniczo nasza znajomosc ewoluowala, w sobie tylko znanym kierunku, gdyz nasze kontakty ograniczaly sie do trzymania za reke i mowienia. Mowilam ja. Wojtek C. niezmiennie pozostawal przy "tak", lub "nie" i to tylko w sytuacjach, ktore go zmuszaly do wyartykuowania ktoregos z tych slow. A to z kolei prowadzilo do skucesywnego spadku temperatury moich uczuc wzgledem Wojtka C. Ostatecznie szlag mnie trafil po piatym spotkaniu. Pamietam jak dzis. "Now or never", pomyslalam. Albo cos zrobi (w domysle pocaluje, albo chociaz sie odezwie jednym zdaniem zlozonym), albo go pogonie. Nie zrobil nic. Jak zwykle siedzial, patrzyl i trzymal za reke. I tak, bez specjalnego zalu, zakonczyla sie moja wieloletnia milosc, ktora skadinad wspominam nader sympatycznie.

Widuje go czasem i ciagle jeszcze rzuca mi przeciagle, znaczace spojrzenia. Ostatnio jakby odwazniejsze. Ale coz, on swoje piec minut juz dostal.

A teraz powinnam zabrac sie za pisanie artykulu, ktory mi zupelnie nie lezy, w zwiazku z czym ciezko bedzie zrobic to obiektywnie i nie upuscic dyskretnie nieco jadu. Jednakowoz do dzialania przystapic nalezy, albowiem artykul nie napisany, to arykul nie wydrukowany, a w konsekwencji moje konto moze nie zostac zasilone, odpowiednio wczesniej ustalonym ekwiwalentem pienieznym, mojej skadinad ciezkiej przeciez pracy, a tego bysmy nie chcieli. Proste, prawda?

Notka napisana o nieludzkiej godzinie 5:40 rano, w srode, 26 marca , zapisana teraz z powodow niezaleznych od autora.

Za utrudnienia przepraszamy (tu powinien byc podpis piiiip tego piiiip co sie serwerem zajmuje... pip!).

 

kotka_psotka : :
heartland
28 marca 2003, 10:00
służę chusteczkami. Ale chyba czujesz się dobrze i to nie jest tak, że całe życie przelatuje Ci przed oczami?
28 marca 2003, 09:57
Fajne są takie miłości... ja sobie przypominam Marcina K. O matko jaka ja byłam zakochana! Stałam w przyjaciółką godzinami pod jego blokiem, żeby mieć szansę go zobaczyć jak np. będzie wysypywał śmieci. A później przyszedł ten zaszczyt i zapytał, czy nie zechciałabym z nim "chodzić" hyhyhy... I chodziliśmy tak prawie rok! To była wieczność dla 13-letniej dziewczynki. Pierwszy pocałunek... Do dziś miło wspominam... Ale się rozmarzyłam! Kotka, nie poruszaj takich tematów, bo się rozmarzona robię!

Dodaj komentarz