O kurwa, kurwa, kurwa, jaciepierdole! A NIE...
Komentarze: 21
Teraz, to ja juz nigdy tej karty nie dostane.
Ale od poczatku. Najpierw odstalam przepisowe dwie godziny w deszczu pod prefektura, z tymi smierdzacymi czarnuchami. Bo SMIERDZA, niech nikt nie ma zludzen. Jak juz dostalam swoj pierwszy numerek (221 - ale slicznie), to mnie wpuscili do srodka, gdzie ze stoickim spokojem najpierw odstalam godzine, a nastepnie pomyslalam, ze PIERDOLE i se usiadlam dupa na posadzce. Kolejna godzina uplynela dzieki fajnej ksiazce i czynieniu obserwacji otaczajacej mnie, smierdzacej tygodniowym potem bandy nierobow. Pozniej poszlo gladko, wywolano moj pierwszy numerek, celem udania sie na pietro i odebrania drugiego numerka. Co niezwlocznie uczynilam. Na drugim numerku widnialo jak byk : "211 (czyli moj) i 208 osob przed toba". Tu nawet poszlo sprawnie, bo tylko kolejna godzina i juz moglam udac sie do lady.
I wtedy sie zaczelo. Pani grzecznie poprosila o brakujace dokumenty (JESZCZE, kurwa, czegos BRAKOWALO!), ale ja przygotowana na te okolicznosc, wyciagnelam grubasna teczke i zarzucilam ja papierami. Pani byla chyba zadowolona, bo cos mowila, ze bardzo dorze, cos tam, cos tam. A pozniej kazala se pokazac meza. Wiedzialam, ze tak bedzie, ale to Dzej, ktory nie ma urlopu kazal mi tam isc mimo mojego tlumaczenia, ze bez niego nic nie zalatwie, bo na oczach urzednika raczej ciezko bedzie podrabiac jego podpis. No dobrze, wiec tlumacze jak krowie na rowie, ze maz w pracy, ale prosze bardzo - jego dowod, jego paszport (wszystko jasno mowi, ze JEST obywatelem Francji), potwierdzenie posiadania wspolnego konta, mieszkania i chuj jeden wie co jeszcze.
Wlasciwie to dopiero tu sie zaczelo. Pani zaczela twardo obstawac przy swoim. A mi sie tak szybciutko podnioslo cisnienie, zrobilam sie czerwona na ryju i jak nie jebne piescia w blat. Zaczelam zwyczajnie drzec morde, ze moja karta miala byc gotowa rowno rok temu, ze bylam tu SZESC razy i za kazdym czegos brakowalo, wiec, kurwa, bylo by mi szalenie milo, gdyby mogli mi o tym wszystkim powiedziec RAZ, a nie na raty i ze jestem Europejka, a nie jakims smierdziuchem z Afryki, ktory zyje z MOICH podatkow. I sruuuu... Pani sie morda lekko otworzyla, bowiem jest przyzwyczajona do blagalnego tonu petentow, a tu taki zonk. Bo mi NIE ZALEZY, to se moge, nie? Lekko sie chyba zestresowala, bo mnie zaszczyt kopnal - odeslala mnie do DYREKTORA tego burdelu.
Wiec weszlam do gabinetu, uklonilam sie, powiedzialam o co chodzi, a on mi to samo, ze z mezem, ze musi sie pokazac, no to ja swoje, ze urlopu nie ma, ze praca, ale sobie pomyslalam "Chuj ci w dupe, stary wale" i zaczelam szukac kompromisu. Pytam, czy maz moze przyjsc pozniej, wejsc poza kolejka i zlozyc ten jebany podpis. TYLKO TYLE im brakuje, JEDNA, jebana PARAFKA. A pan dyrektor, ze co? Ze NIE, ze mamy przyjsc razem, odstac znowu swoje 6 godzin ze smierdzielami i sie kurwa...podpisac...
Wiec w tej sytuacji wstalam, podalam panu reke, powiedzialam, ze mu bardzo dziekuje i zycze, zeby kiedys on trafil na takiego glaba jakim sam jest, po czym jebnelam drzwiami od dyrektorskiego gabinetu, az szyby w oknach zabrzeczaly.
I wlasnie dlatego ja tej karty juz raczej nie dostane.
- o kurwa! na to kret grzecznie
- dzień dobry
to tak odnośnie początku nagłówka, pozdrawiam
Dodaj komentarz