:o((((
Komentarze: 12
Tutaj niby rozwod. Jakies tam ustalenia. Wszystko na spokojnie, jak ludzie... A on mi na wiare wjechal. Sumienie sie odezwalo. Pokazalo te swoje wredne slepka. Wbilo kielki w tetniczke. Okrutne jest. Moje sumienie nie ma sumienia. Ani litosci. Koszmar.
Przeciez wiem, ze on by mnie nigdy nie zostawil. Ja to KURWA WIEM! Wiem, ze jest odpowiedzialny za rodzine. Wiem, ze przy nim nie musze sie o nic martwic. WIEM! Ale nie chce juz o tym slyszec! Nie chce slyszec, bo nie chce sie wiecej zastanawiac nad racjonalnoscia mojej decyzji. Nie chce sie bac, ze kiedys tego pozaluje. Nienawidze tego ziarna niepewnosci, ktore za kazdym razem we mnie zasiewa. Chce byc absolutnie pewna swojej decyzji. I przy tym trwac. Boje sie, ze kiedys pozaluje. Nie chce sie bac.
Psychika mi siada. Wcale nie jestem silna. Jestem slabiutka. I dobrze wiem, ze potrzebuje kogos silnego obok.
Chce zeby mi eksplodowala glowa.
Dodaj komentarz