Niezglebione sa poklady ludzkiej niekumacji....
Komentarze: 4
Temat oczywiscie nie ma zadnego zwiazku z trescia. Powinien raczej brzmiec "Marzenie mam". No dobra, troche ma, ale w kontekscie ostatniej rozmowy z Dzejem.
Bo ze mna jest tak, ze raz na jakis czas, doznaje zapasci, myslac o tym, ze mieszkam w miescie, do tego w bloku. No i kilka dni temu znowu mnie dopadlo. Otoz mam takie marzenie, ktore mam nadzieje kiedys sie spelni. Rzecz polega na tym (tu niestety musze byc realistka), by najdalej do 35 roku zycia dorobic sie na tyle, zeby juz nie musiec pracowac. Przynajmniej nie na kogos innego. No chodzi o to, zeby sie troche ustawic i miec pozniej spokoj. Nie mam jakichs chorych aspiracji, tyle tylko, zeby zyc spokojnie. I tu wchodzi Marzenie. Chcialabym moc sie wyniesc z miasta. Na amen i calkowicie. W Bieszczady. Wybudowac drewniana chate, z wielkim kominkiem, gdzies pod lasem, daleko od swiata. Znalezc takie miejsce, zeby do zalewu bylo w miare blisko, kupic kawal ziemi, miec dwa psy i konia. I miec w tyle caly swiat. Potrzebny jest jakis Land Rover, zeby w zimie dotrzec do cywilizacji. Ale tylko wtedy kiedy zajdzie taka koniecznosc, albo kiedy bede miec na to ochote. Czas spedzac w ciszy, blogim spokoju, pochlaniac ksiazke za ksiazka, miec zawsze na wszystko czas, spacerowac, jezdzic konno (Boze, musze sie wybrac do jakiejs stadniny, tesknie za siodlem), chlonac spokoj natury, nie ogladac telewizji, sluchac dobrej muzyki, cieszyc sie spokojem, doskonalym pieknem kazdej pory roku, nigdzie sie nie spieszyc, czasem zapraszac przyjaciol, miec wokol tylko serdecznych, szczerych ludzi i przyrode...
Czasem sa takie dni jak dzis, kiedy niebo jest doskonale blekitne, swieci slonce, a ja slucham Cohena. Wtedy patrze ponad dachy, pozniej przymykam oczy i do tego blekitu, ktory mam pod powiekami, dorabiam sobie obraz moich kochanych Bieszczad. I jest prawie dobrze...
Takie marzenie mam...
Gleboko wierze, ze kiedys sie spelni.
Dodaj komentarz