Bez tytułu
Komentarze: 6
Wczoraj wieczorem, gdzies przy trzecim kieliszku slysze dzwonek. Do drzwi. Se mysle - "Pierdole, nie otwieram." Zawsze tak mysle, jak nikt sie nie zapowiadal z wizyta. Ale cos mnie tknelo, no kurde, jak o 22:30 w NIEDZIELE mogl przyjsc akwizytor? Wiec rzucam okiem przez okno - stoi samochod Dzeja. No to sie zwloklam z fotela i ide. "Czego zapomniales?" - sie pytam. "A niczego. Nie jade." - slysze. "Aha." - odpowiadam.
No dobra. Ja tam nie wnikam. Nie moja sprawa, nie? Przerwal mi pisanie maila do Heartlanda i dzis musialam odtwarzac z pamieci. No niewazne. Okazalo sie, ze do Lodzi jedzie jutro. SAM. Ale czeka jeszcze na potwierdzenie, wiec jakos sie specjalnie nie podniecam, ze i dla mnie miejsce sie znajdzie. I tak juz sie niezdrowo ciesze. A jak ja sie tak ciesze, to przewaznie dostaje od rzeczywistosci brutalnie w pysk na uspokojenie. Wiec moze lepiej przestane.
A to wino jest gites - nawet mnie nie suszylo z rana, a gdzie tam jakis kac?
W kazdym razie, rozwiazalam se kwestionariusz Prousta. W sumie nie wiem po co. Chyba "A tak.". Moze nawet link umieszcze gdzies po lewej. To nawet fajne, bo na jakies glupie pytania zawsze bede mogla odpowiedziec - A idz se poczytaj i mnie nie mecz, nie? No.
Chce do Polski! - to taka luzna mysl.
Aha, przypomniala mi sie wieczorna rozmowa. Poszlam spac do niego. No poszlam, bo tam jest fajny przeciag. Tak juz przysypiam, w gaciach i koszulce, rzecz jasna. I slysze :
On : Zdjem to. Ja : Nie. On : No zdejm, nie bede sie do szmaty przytulal. Ja : Masz racje - do szmat sie nie przytulaj, lepiej do zony.[Ciekawa jestem kiedy ten pozew rozwodowy dostane?]
Dodaj komentarz